piątek, 5 lipca 2013

Chapter three



Dzisiaj jest ta nieszczęsna domówka u Alex. Nie powinnam była się zgadzać ze wszystkim co powie Martin, być mu taka posłuszna. Powinnam być asertywna i stanowczo odmówić. Chociażby ze względu na to, że Go w ogóle nie znam. Jednak on od kilku tygodni nie robi nic, tylko mnie zwodzi, podrywa i flirtuje ze mną. To udręka! Załóżmy, że przystałam na tę propozycję z litości. Tak, to dobra wymówka.
- O której się spotykamy? – w szkole dotarła do mnie Dom.
- Kojarzysz Martina Dove?
- Tego, który rozwalił Ci auto?
- Tego samego. Otóż.. Spotkaliśmy się kilka razy i zaprosił mnie na tę imprezę. Myślisz, że powinnam z nim iść?
- Moim zdaniem tak. Mój Mike się z nim zaprzyjaźnił i wychodzi na to, że chłopak jest w porządku. Spędzili razem kilka dni dłubiąc coś przy samochodach. Chodzą razem do klasy.
Uśmiechnęłam się, a słowa przyjaciółki podniosły mnie na duchu i utwierdziły w przekonaniu, że moja decyzja jest słuszna. Pójdę z nim do Alex i oleję wszystkie plotki i rozmówki na nasz temat. Lecz nie potrafię zaakceptować tego, że Martin jest tak samo podły i wredny jak ja. Mam potrzebę bycia górą w związku, mieć przewagę nad partnerem, mieć poczucie, że mogę wszystko, że cała relacja będzie podstawiona pode mnie.
- Umówiłam się z nim o dwudziestej pod tą pizzerią niedaleko Alex – poinformowałam przyjaciółki, podczas długiej przerwy w stołówce.
- Napisałaś do niego? Co ci odpisał? – Alex jak zwykle nie ukrywała swojej ciekawości.
Przeczytałam im sms, którego otrzymałam po moim treściwym „Będę”. Z jego odpowiedzi wynikało, że jest cholernie szczęśliwy, że jednak zgodziłam się na jego towarzystwo. Dominique i Mike powiedzieli, że wpadną do mnie wcześniej i pomogą się przygotować, a na imprezę pójdziemy wszyscy razem.
Postanowiłam założyć czarno-żółtą, obcisłą sukienkę. Dom pomalowała mnie starannie, a na powieki naniosła złoty cień. Moje długie, blond włosy wyprostowała i polakierowała, aby pod wpływem powietrza nie poskręcały się. Z natury byłam pewna siebie i zawsze uważałam, że do brzydkich nie należę, ale dzisiaj przebiłam samą siebie. Wyglądałam obłędnie. Gdybym była chłopakiem poderwałabym samą siebie.
- Dostałem wiadomość od Martina. Napisał, że czeka już pod pizzernią – powiedział Mike, gdy wszyscy byliśmy już gotowi do wyjścia.
Pokiwałam głową i założyłam baleriny. Dlaczego nie szpilki? Pan Dove był niskiego wzrostu, więc obcasy nie wchodziły w grę.
Przed lokalem nie stał sam, lecz w towarzystwie kolegów. Podeszliśmy i przywitaliśmy się. Martin podszedł do mnie, pociągnął za rękę i prowadził w stronę domu Alex.
- Wejdziemy za rękę, to wtedy wszyscy pomyślą, że naprawdę jesteśmy razem, dobrze? – zapytał splatając swoje palce z moimi.
Na ustach ponownie pojawił mi się szczery uśmiech, a prawa ręka automatycznie pogłębiła uścisk. Nie widziałam większego sensu w tym, abyśmy weszli tam objęci, ale nie pałałam się do protestu. Od momentu przekroczenia progu, wszystkie oczy zwróciły się na nas. Victoria Jelard i Martin Dove razem. Dosłownie „razem”. Jak bym była tym szkolnym plebsem, który nie ma swojego życia, tylko interesuje się tymi popularnymi, zapewne również byłabym zdziwiona.
- Widzę chłopaków. Pójdę do nich na chwilę – powiedział i już go nie było.
Wzrokiem odnalazłam dziewczyny i Dom, która już dotarła na miejsce. Alex jak to Alex zrobiła ze mną dokładny i szczegółowy wywiad o dosłownie każdym wypowiedzianym słowie w drodze do niej.
- Arthur tam jest – Dom wskazała ruchem głowy kąt pokoju.
Arthur Lander to najlepszy przyjaciel Mike’a. Ja poznałam go kilka tygodni temu na jednej z dyskotek, na które uczęszczam regularnie. Zawsze miałam powodzenie u chłopaków, ale ten wyjątkowo przystojny i wysoki brunet podbijał do mnie co tydzień. Wyciągał mnie na parkiet i nie pozwalał żadnemu chłopakowi ze mną tańczyć. Trochę mnie to śmieszyło, ale była również druga strona medalu. Lander intrygował mnie. Poza parkietem nie łączyło nas zupełnie nic. Gdy zobaczyłam Go jak idzie w moją stronę, nogi automatycznie się pode mną ugięły.
- Masz może zapalniczkę, Vic?
- Nie, nie mam – odpowiedziałam, plując sobie w brodę, że nie zakupiłam nowej.
Wzruszył ramionami i odszedł. Wzrokiem zaczęłam poszukiwać mojego partnera, który zagubił się gdzieś. Z dziewczynami usiadłyśmy przy stoliku, a ja ciągle lustrowałam parkiet i zaciemnione kąty w poszukiwaniu Martina. Nagle zobaczyłam Go idącego w stronę baru, który znajdował się za mną. Pociągnęłam go za rękę, a on zatrzymał się i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Kochanie, ciągle Cię szukam – po jego głosie nie trudno było poznać, że jest nieźle pijany.
- Obiecasz mi coś? – pokiwał głową. – Nie pij już.
- Dla Ciebie wszystko – objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
Szeptał mi do ucha miłe słówka, całował po policzku. Spojrzałam głęboko w te jego brązowozielone oczy, a on pochylił się nade mną i zaczął całować. Nie protestowałam. Wplotłam dłonie między jego włosy i mocniej przylgnęłam do niego.
- Uhuhu ! – rozległy się piski i krzyki za naszymi plecami.
Oderwaliśmy się od siebie, a przy stoliku zobaczyłam o wiele więcej osób. Siedziała tam nie tylko Alex i Dom, ale też Sandra, Janet i Mike. Zrobiło mi się głupio, że na pierwszym spotkaniu okazałam się tak łatwa. Jednak nikt poza nami nie wiedział o poprzednich razach. I się nie dowiedzą.
- Nie wiedziałem, że jesteście razem – do stolika podszedł Charles Cort.
Charles to osoba zawsze uśmiechnięta i zadowolona z życia. Usiadł obok Janet i posadził ją sobie na kolanach, dając jej soczystego buziaka w policzek. Ona zarumieniła się i objęła go ramieniem.
- Wielu rzeczy jeszcze o nas nie wiesz – odpowiedział Martin i przytulił mnie mocno, stojąc za mną.
Usiedliśmy do stolika, trzymając się za ręce, przytulając i co chwila obdarzając się buziakiem. To wszystko było jak sen, nierealne. Nierealne i nierzeczywiste. Jakby z innego świata, z innej planety.
- Pójdę do chłopaków , dobrze ? Thomas ma dziś urodziny i chcemy trochę poświętować- zapytał Martin.
- Jasne, tylko proszę, nie pij już – dałam mu całusa, a chłopak wstał i ruszył w stronę baru.
Nigdy nie czułam większego szczęścia, euforii. Sandra i Alex poszły tańczyć, Janet i Charles szeptali sobie coś do ucha, a Dom i Mike próbowali podtrzymać ze mną jakąś rozmowę. Mimo tego, że oni się śmieli i ja też, nie wiedziałam z czego. Nie słuchałam ich. Byłam w swoim małym świecie, jakby zamknięta w bańce. Bańce, z której jedynym wyjściem jest on.
- Vic ? Lepiej pilnuj swojego kochasia, bo niedługo nie będzie co zbierać – zaśmiał się Chuck.
Odwróciłam się i zobaczyłam, jak wódkę popija piwem. Wręcz zagotowało się we mnie ze złości. Siedziałam zła jak osa i nie chciałam nic pić. Widocznie to był jakiś zakład, bądź samo dokształcanie skoro olał mnie. Najnormalniej w świecie mnie olał.
Kilkanaście minut później, zobaczyłam jego sylwetkę na barowym krześle, na którym spał. Wyciągnęłam z torebki komórkę i zaczęłam pisać.
- Dziękuję Ci za zaproszenie na taką imprezę, na której się upiłeś, że spałeś przy barze. Myślałam, że będzie inaczej i że Ty jesteś inny, że skoro zapraszasz dziewczynę, to zajmiesz się nią, a nie wybierzesz alkohol – Alex popatrzyła na mnie podejrzanie, a ja kiwnęłam na bar.
Zaśmiała się i stwierdziła, że sms jest genialny i powinnam go wysłać. Obok mnie pojawił się nagle Arthur.
- Vicky , proszę. Poratuj mnie zapalniczką – uśmiechnął się zalotnie.
Zaśmiałam się i odpowiedziałam, że pytał się mnie już kilka razy i jak dotąd nic się w tej sprawie nie zmieniło.
Przeprosiłam Alex i pożegnałam się ze wszystkimi. Wyszłam z domu koleżanki i ruszyłam w znanym mi kierunku. Po pół godzinie byłam już pod swoim domem i grzecznie położyłam się spać. Rodziców bardzo zdziwił mój widok o dwudziestej trzeciej, lecz nie przejmowałam się tym.
Przez dwie godziny nie mogłam zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, a łzy płynęły ciurkiem. Czułam się wystawiona do wiatru, odtrącona. Czułam się tak, jak nigdy nie chciałam. To koszmar.
O pierwszej w nocy mój telefon powiadomił mnie o otrzymanej wiadomości. Sms od Martina. Pisze, że przeprasza, że wie, że zrobił źle, że Thomas miał urodziny, ale mimo wszystko nie powinien. Prosi również o drugą szansę i obiecuje, że dzisiaj mi to wynagrodzi.
Przez godzinę byłam nieugięta. Odpisywałam chamsko i zgryźliwie. Jednak jego czułe słowa, które wydawały się być szczere, przekonały mnie, że nie warto się gniewać. Że każdy może mieć zły dzień i zaliczyć zgona. Prosił, abym wróciła do Alex, a gdy zaprzeczyłam, zapytał, czy może przyjść do mnie. Odpisałam krótko i zwięźle, że porozmawiamy o tym jutro, jak się spotkamy, na trzeźwo.
Kiedyś ktoś mądry powiedział, że istnieje miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz zaczynam mu wierzyć!


*
Hej wszystkim! Jak tam minął pierwszy tydzień wakacji? Mój zdecydowanie za szybko! Chociaż nie mogę się już doczekać planowanego na następny weekend wyjazdu z koleżankami nad polskie morze, to i tak wolałabym, aby czas leciał wolniej. No nic, macie dziubaski trzeci rozdział i liczę na to, że przyjmiecie go pozytywnie :))



6 komentarzy:

Victrola pisze...

Uważam, że Victoria jest naiwna. Martin nawalił się na imprezie, na którą ją zaprosił, potem wykazał skruchę, a ona sądzi, że się w nim zakochała? Podejście lekko moim zdaniem nie na miejscu i totalnie nie w stylu zadufanej w sobie Królowej Kaliforni! Mam nadzieję, że bohaterka odzyska swój charakterek.

A . pisze...

Czytając twojego bloga wciąż prześladowała mnie myśli, że to opowiadanie jest trochę za naiwne, ta cała historia (choćby z szampanem, po kilku godzinach nieprzyjemnej znajomości) trochę naciągana, ale z drugiej strony, kto chciałby czytać o zwykłym życiu. A i jeszcze Martin za szybko wytrzeźwiał, żeby pisać z nią smsy, moim zdaniem powinien napisać do niej dopiero następnego dnia rano albo w ogóle jej się na oczy nie pokazywać. On jest słodki, a jej już nie lubię. Mam nadzieję, że koniec końców oni nie będą razem, bo to dwa, chociaż podobne, ale niepasujące do siebie światy - ja tak to odbieram. Mam też nadzieję, że nie jesteś zła za ten komentarz. Wracam na czwarty rozdział, a tym czasem zapraszam do mnie http://kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com/
Obserwuję, ściskam i pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Mówiłam Ci już,że kocham Twoje opowiadanie? Jeśli nie to robię to teraz ^^
Rozdział jest rewelacyjny :)
Czekam na nn;*
+ Zapraszam do mnie na 5 http://i-will-give-you-everything.blogspot.com

Doma pisze...

Lubię Twoje opowiadanie, bo jest oryginalne. Hmmm... albo ja takiego jeszcze nie czytałam. xD
Czekam na następny rozdział.
Aha! Zapomniałabym: podobał mi się ten rozdział. :D
Pozdrawiam
Doma
love-someday-gonna-get-us.blogspot.com

A . pisze...

Bardzo się cieszę, że nie poczułaś się urażona, bo na pewno tego nie chciałam. Może ja się po prostu nie znam na możliwościach upitych chłopców, więc jestem już bogatsza o nowe doświadczenia :) Wiesz co jeszcze podoba mi się w twoim opowiadaniu? Nie ma w nim słowa o 1D i mam nadzieję, że tak zostanie. Co do mojego bloga, to tak naprawdę możesz zacząć od drugiej części, a potem wrócić do pierwszej. Myślę, że i tak zrozumiesz ogólny sens. Bardzo ci dziękuję za wejście na mojego bloga -mam nadzieję, że tak jak ja u ciebie, ty zagościsz u mnie.
Pozdrawiam i ściskam.

Maarit pisze...

Hej. Rozdział tak jak poprzedni SUPER!!
Może i Victoria trochę jest naiwna. Ale zakochała się, a w końcu miłość jest ślepa :) Rozumiem ją, po prostu bardzo pragnie mieć kogoś koło siebie. No, zachowanie Martina nie należało do najlepszych. Zaprosił dziewczynę na imprezę, a tak naprawdę prawie w ogóle nie spędzał z nią czasu. Wolał alkohol. Ale zrozumiał swój błąd i przeprosił. Oby to nie było tylko tak, że przeprosi, a za jakiś czas ta sytuacja się powtórzy. Trzymam za nich kciuki, chociaż ten związek nie będzie należał do najłatwiejszych, ze względu na ich charaktery. No, ale może ich wspólna znajomość zmieni ich nawzajem.
Nie mogę się doczekać, żeby przeczytać kolejny rozdział. Czekam na więcej. Życzę duuuużo weny. Pozdrawiam, Maarit :)