poniedziałek, 8 lipca 2013

Chapter four



Wstałam strasznie późno, bo aż o trzynastej. Weszłam do własnej łazienki i wzięłam długi, relaksujący prysznic, który miał za zadanie zmyć ze mnie przykre doświadczenia wczorajszego wieczora. Po dwudziestu minutach w szlafroku, zeszłam do kuchni. Kątem oka zauważyłam JJ siedzącego w salonie i zajadającego pizzę.
- Daj kawałek – powiedziałam siadając obok niego na kanapie.
- Jak po wczorajszym? Widziałem, że zmyłaś się szybko.
Jasper tam był? Naprawdę straszna ze mnie egoistka, że na imprezie przyjaciółki, nie zauważam nawet własnego brata, w którym ta przyjaciółka jest zakochana. Zamiast pomóc Alex, zajęłam się swoimi sprawami, które tak czy siak potoczyły się tragicznie. Jak zwykle zresztą. Mimo najwyższego statusu społecznego, pieniędzy jak lodu, jestem samotna. Nigdy się nie zakochałam. Chłopaków traktowałam jak zabawki, a oni mnie jak lśniące trofeum. Dbali o mnie, troszczyli się, lecz ja tego nie doceniałam. Nigdy nie poczułam nawet krzty zauroczenia. To wszystko zmieniło się wraz z przyjazdem Martina.
- Mam problemy z pewnym chłopakiem – wyznałam.
W tym samym momencie przypomniało mi się, że Alex wspominała mi, że ma zamiar usidlić Jaspera na swojej imprezie.
- Wiesz, że jeżeli masz jakieś kłopoty to możesz mi o tym powiedzieć, prawda? Skwaszę kolesia, jeżeli zrobi Ci krzywdę – byłam pod podziwem jego słów.
- Daj spokój, opowiadaj lepiej co tam u Ciebie.
Na jego ustach pojawił się błogi uśmiech, jakby nadzwyczaj miło wspominał wczorajszy wieczór. Moja wrodzona ciekawość nad górnie nakazała mi wypytać się Jaspera dokładnie o wszystko, co wydarzyło się w nocy.
- Czyżby ten uśmiech był zarezerwowany dla jakiejś dziewczyny?
- Może tak, może nie. Nie interesuj się za dużo. Prędzej czy później ją poznasz- wstał i wyszedł z domu.
Kilka minut później było słychać ryk silnika odjeżdżającego z podjazdu. Powiedział, że niedługo ją poznam. Czy to świadczy o tym, że ta dziewczyna jest mi nieznajoma?
Aż podskoczyłam, gdy pod nosem rozdzwonił się mój telefon.
- Hej Domi! – zawołałam wesoło do słuchawki – Jak tam po wczorajszym?
- Niezbyt dobrze.. Mike nieźle się nawalił i tylko co chwila się kłóciliśmy..

- Nie martw się, Mała. Przecież wy się kłócicie z częstotliwością raz na tydzień. W waszym przypadku to nic strasznego – próbowałam jakoś pocieszyć przybitą przyjaciółkę – Co powiesz na zakupy?
- Przyjedź po mnie za pół godziny – powiedziała i rozłączyła się.
Za to właśnie lubiłam  Dominique. Chester była z pozoru spokojna i opanowana, ale wystarczy wiedzieć jak rozhulać w niej ten ogień, a w zabawie przebije każdego.  Tylko Mike ją ogranicza. Też jest to chłopak szalony, lecz gdy ta dwójka się spotyka, stopują siebie nawzajem. Osobno – wulkany energii, lecz razem ucichają, zamykają się w sobie.
Godzinę później szalałyśmy już po naszym ulubionym centrum handlowym, w samym środku Beverly Hills. Miałyśmy tam kawałek drogi, ale sklepy i obsługa były tam zdecydowanie najlepsze.
- Mike dzwoni – rzuciła Dom od niechcenia i schowała telefon z powrotem do torby – Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Niech najpierw przemyśli swoje zachowanie, potem je poprawi, a na koniec przyjdzie do mnie.
- Nie sądzisz, że jesteś zbyt oschła? Mike kocha Cię nad życie, wiesz o tym.  Mimo, że zostawiłaś go dla Alberta, on nie zrezygnował z Ciebie i dalej walczył o Waszą miłość. Doceń to w końcu bo Go stracisz.
Wkurzyłam się i to nieźle. Niby to nie moje życie i teoretycznie nie moja sprawa, ale ta dziewczyna nie potrafi cieszyć się z tego co ma. Ciekawe jak zachowywałaby się, gdyby była na moim miejscu i została perfidnie wystawiona przez chłopaka.
- Może i masz rację. Dzwonimy po Mike i lecimy na jakieś piwko? – wyraźnie dotknęła ją skrucha.
Kiwnęłam głową i weszłam do pierwszego sklepu z brzegu.
Po kilku godzinach chodzenia po centrum, miałam już dosyć. Kupiłam sobie sporo nowych ubrań, butów i dodatków, które na pewno wkrótce się przydadzą. Najbardziej podoba mi się zestaw, który dobrałam specjalnie na oczekiwaną randkę z Martinem. Brązowo-kremowa sukienka w malutkie kwiatki, do tego dżinsowa kamizelka i brązowe botki. Dobrze dobrane dodatki, perfekcyjna fryzura i delikatny makijaż i Martin Dove, który padnie mi do stóp.
- Mike mówi, żebyśmy przyjechały do niego. Podobno alkohol ma już w domu, więc nie musimy już zajeżdżać do sklepu – ogłosiła Dominique po odczytaniu sms.
Postanowiłyśmy zajechać najpierw do niej, a potem do mnie i zostawić zakupy, przebrać się i pojechać do Michaela. W tym momencie nawet jazda moim Mercedesem kojarzy mi się z Martinem. Nasze pierwsze spotkanie nie było miłe. Stłuczka na szkolnym parkingu nie wróży początku zawiłej znajomości.
- No cześć dziewczyny. Nareszcie – Mike podbiegł do nas na podjeździe pod jego domem i przywitał się z Dom – Siostra zostawiła Playstation więc możemy pograć.
Zdecydowaliśmy się zagrać w wyścigi samochodowe. Po kilkunastu minutach dobrej zabawy, rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Mike zerwał się z fotela i pobiegł wpuścić gościa do środka.
Po głosie poznałam, że to najlepszy kumpel Mike, Arthur. Arthur Landers, który podrywał mnie na dyskotekach i zawsze wspólnie tańczyliśmy. Chłopak wszedł do pokoju i od razu złapał za joystick.
- To co Vic, gramy? – uśmiechnął się nieziemsko, a ja w odpowiedzi tylko pokiwałam głową.
Wyścig był niezwykle emocjonujący. Na początku Arthur wygrywał zdecydowanie, lecz zaczęłam go doganiać i odległość między nami zmalała. Wyprzedziłam go i pędziłam ku mecie. Jednak wypadłam z ostatniego zakrętu i dachowałam.
- Nie działają mi żadne przyciski! Ten samochód nie może się podnieść! – krzyczałam zła, że pozwoliłam chłopakowi wygrać.
- Teraz to samochód niedobry, co? – Landers śmiał się w najlepsze z mojej porażki.
Na jego twarzy poza zadowoleniem widać było jeszcze triumf. Męska duma i honor nie pozwolą dziewczynie wygrać i to jeszcze w wyścigach.
- Następnym razem w realu, Jelard – wychrypiał mi Arthur prosto w ucho.
Po moim ciele przeszły dreszcze. Chłopak zaśmiał się na moją reakcję i usiadł z powrotem na fotelu. W środku aż wszystko mi się gotowało ze złości. Te jego złośliwe komentarze podczas gry przerosły wszystko. Złe skręcanie nazywał rzekomym alkoholizmem.
- Idę się przewietrzyć – oświadczyłam i wstałam z kanapy, na której siedziałam z Dom.
Wiedziałam, że przyjaciółka zorientowała się o co chodzi bo od razu wybiegła za mną.
- Nawet go nie usprawiedliwiaj – warknęłam na nią – To szczyt wszystkiego. Koleś, który chodzi pijany co drugi dzień będzie mi pieprzył o „moim alkoholizmie”. Moje niedoczekanie!
- Uspokój się, Vic. On chce być zabawny, przecież wiesz.. Moim zdaniem podobasz mu się i jest zazdrosny o Martina, dlatego ucieka się do tych głupich, męskich sposobów. Mike na pewno już z nim pogadał.
Postanowiłam na rozluźnienie zapalić sobie fajkę. Odpaliłam i stałam na werandzie, rozkoszując się papierosem.
- Dominique, możesz nas zostawić na chwilę samych? – jego męski głos rozniósł się echem po mojej głowie.
Stałam sztywno, skupiając całą energię na tym, aby nie odwrócić się w jego stronę. Faktem było, że Arthur jest szalenie przystojny i trudno mu się oprzeć. Nigdy nic nas nie połączyło i obiecałam sobie, że nie połączy. Największy postęp to taniec, podczas którego pocałował mnie w szyję. I tyle. Nigdy nic więcej się nie wydarzy. Teraz muszę skupić się na Martinie, bo może się to zmienić w coś poważniejszego. Choć.. To w większości zależy od niego.
- Przepraszam – poczułam jego dłoń na swoim ramieniu i aż podskoczyłam – Naprawdę tak się mnie boisz?
- Nie moja wina, że jesteś taki straszny – oboje się zaśmialiśmy.
Staliśmy tak, oparci łokciami o balustradę i wpatrywaliśmy się w księżyc, który swoją drogą był już wysoko. Myślałam nad słowami Dom. Czy Arthur naprawdę coś do mnie czuje i jest zazdrosny? Nawet jeśli to jego sprawa!
- Jedziemy zobaczyć co się dzieje na mieście? Może jest jakaś impreza w Beach Clubie? – zaproponował Mike, który właśnie wyszedł na werandę, a za nim Dom.
Wszyscy przytaknęliśmy zgodnie i zapakowaliśmy się do samochodu Landersa, gdyż każdy oprócz niego pił wcześniej piwo. Gdy dojechaliśmy pod plażę, z której już z oddali słychać było muzykę, Dominique oznajmiła, że musi już iść do domu. Mike i ja postanowiliśmy poczekać na Arthura tutaj i wejść do środka.
- Dwa razy pięćdziesiątka – powiedział Mike do barmana, gdy usiedliśmy przy barze.
- Ja nie chcę czystej. Poproszę wódkę z sokiem ananasowym.
W czasie gdy ja piłam mojego drinka Mike zdążył już nieźle się wciąć po kilku kolejkach. Po półgodzinie przyszedł Arthur i wspólnie stwierdziliśmy, że Mike’a trzeba odwieźć do domu.
- Victoria, wypij ze mną jeszcze, proszę – błagał mnie Mike.
Przystałam na jego propozycję dla świętego spokoju, ale pić nie miałam zamiaru. Arthur zatrzymał się pod sklepem i Mike wyszedł.
- Nie pij z nim. Odwiozę Cię do domu – odwrócił się do mnie, ponieważ siedziałam z tyłu.
- Nie będę z nim piła. Po prostu chciałam aby się odczepił.
- W takim razie najpierw odwiozę Ciebie, a potem jego.
Mike wrócił z półlitrową butelką wódki i wielkim uśmiechem na twarzy. Nawet nie protestował po drodze, gdy Landers nie jechał w stronę jego domu, a w zupełnie przeciwnym kierunku.
- Dzięki za podwózkę – powiedziałam do Arthura i zwróciłam się do Mike’a – Jutro wpadnę po wóz!


*
Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy, gdy widzę takie pochlebne komentarze. Zauważyłam również, że z dnia na dzień jest Was coraz więcej! Dajecie mi siłę i motywację do dalszego pisania. Za to Wam dziękuję i specjalnie z tej okazji rozdział pojawił się szybciej niż było planowane i mam nadzieję, że będziecie zadowoleni! :))

12 komentarzy:

A . pisze...

O i jestem pierwsza :)
Ciekawa jestem dokąd on ją zabierze. Ach nie wiem co pisać, coraz bardziej podoba mi się historia bogatych i rozwydrzonych dzieciaków, więc czekam na następny rozdział.
Victoria, która nigdy nikogo nie pokochała, teraz kocha się w Martinie - mam nadzieję, że im nie wyjdzie (wiem, jestem okropna (:)
Pozdrawiam.

secretangel pisze...

Serdecznie zapraszam cię na już wielki siódmy rozdział mojego - nudnego - opowiadania.
http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/

Maarit pisze...

Hej. Tak jak poprzednie rozdziały, ten był równie świetny.
Jakoś postać Arthura nie do końca przypadła mi do gustu. Dziwny z niego gość. Wydaje mi się, że to taki łamacz damskich serc. No, ale może się mylę. Bardziej pasuje mi Martin do Victorii. Nie mogę się doczekać jakiejś sceny z tą dwójką.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Życzę duuużo weny. Pozdrawiam, Maarit

Unknown pisze...

Szczerze to nie wiem jak traktować Twój komentarz. Bogactwo w tym opowiadaniu zeszło na tylni tor. Na pierwszym planie są uczucia bohaterów. Jednak Twoje słowa, że podoba Ci się to opowiadanie uspokoiły mnie :)

Unknown pisze...

Czy Twoja opinia o Arthurze jest trafna, tego nie zdradzę. Moim zdaniem Martin i Victoria to idealnie dobrana para lecz na tym polegać będzie urok tej historii, że będzie ona zawiła i kręta. Ale przecież kto lubi nudne, przewidywalne historyjki?

Anonimowy pisze...

Rewelacyjny rozdział :d
Ciekawe jaką role w tym opowiadaniu odegra Arthur
Czekam na nn

Doma pisze...

Hej! Fajny rozdział. No wiem... zawsze piszę i chyba będę pisać to samo, ale co mam pisać? Przecież Twoje rozdziały będą zawsze fajne. :P
Czekam na next.
Pozdrawiam
Doma
PS. Na moim blogu jest już nowy rozdział. Zapraszam!
love-someday-gonna-get-us.blogspot.com

Anonimowy pisze...

Zapraszam na 7 rozdział http://i-will-give-you-everything.blogspot.com/

MsIssy pisze...

Szablon *.*
Po drugie, jeśli chodzi o stronę stylistyczną i interpunkcyjną w tym rozdziale jest o wiele lepiej niż w poprzednich rozdziałach. Studiuję na wydziale filologicznym, to dla mnie takie rzeczy są bardzo ważne.
Jeśli chodzi o opowiadanie, to naprawdę ciekawe. Nie jestem fanką rozwydrzonych, bogatych dzieciaków, ale fajnie to opisujesz i w sumie widać jakby powolne zmiany zachodzące w charakterze Victorii. I strasznie polubiłam tego Martina, wydaje się taki w porządku, nawet jeśli nieładnie potraktował. To z Victorią mam problem, bo nie wiem, czy ją lubię, czy nie. Zobaczymy :) A ten Arthur mi się całkiem nie podoba, niech Vic się lepiej trzyma z dala od niego, dobrze jej radzę. A Mike ma widzę poważny problem z alkoholem. Takiego czegoś nie powinno się lekceważyć i on powinien zdecydowanie zacząć uczęszczać na spotkania AA.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i pozdrawiam

secretangel pisze...

Zapraszam na nowy rozdział, który niedawno pojawił się na moim blogu. Liczę na szczere komentarze :)

http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/

Victrola pisze...

OO widzę, kolejny znakomity rozdział. Szkoda, że nie pojawił się w nim Martin. Naprawdę polubiłam tego gościa. Ale ten cały Arthur .. Obawiam się, że sporo namiesza w życiu Vicky. Ona powinna wybrąć jednego chłopaka i odizolować się od reszty, bo z tego co widzę jest atrakcyjną dziewczyną i wielu chłopców zabiega o jej względy.
MartinTeam!

Anonimowy pisze...

ZOSTAŁAŚ NOMINOWANA DO The Versatile Blogger uważam ZE NA TO ZASŁUŻYŁAŚ W 100%