wtorek, 16 lipca 2013

Chapter five



           Weekend minął mi zdecydowanie za szybko.  W niedzielę poprosiłam Dom, aby zawiozła mnie do Mike, ponieważ dzień wcześniej zostawiłam tam auto i nie mam środku transportu. Wykonała moją prośbę bez jakiegokolwiek problemu. Wiedziałam, że w trudnych chwilach to właśnie na nią mogę liczyć.
            W drodze do szkoły zajechałam po Janet, gdyż umawiałam się z nią wcześniej. Postanowiłyśmy zatrzymać się na przystani i zapalić papierosa. Muszę odzwyczaić się od tego świństwa, bo niedługo zostanie moim nałogiem.
- Opowiadaj, jak tam randka z Martinem! – zawołała szczęśliwa.
- Nie ma o czym opowiadać. Poszliśmy razem na tę imprezę, co się tam działo to widziałaś .. Potem mnie przeprosił, a od tamtej pory nie miałam z nim żadnego kontaktu – powiedziałam całkiem szczerze.
            Martin Dove. Jedna z najbardziej intrygujących i interesujących osób jakie znam. Nie odezwał się do mnie do dzisiaj, chociaż jest środa, a przecież jest świadomy tego, że zepsuł naszą randkę.
- Mam jakieś dziwne przeczucie, że dzisiaj się coś wydarzy – Janet była jakaś niespokojna i co chwila to powtarzała.
Zganiłam ją za pesymistyczne myślenie i podgłosiłam radio. Akurat leciała piosenka 30 Seconds To Mars „Hurricane”. Jest to jedna z moich ulubionych piosenek, a już na pewno ulubiony zespół. Z muzyką na full i naszymi głośnymi krzykami, wjechałyśmy na szkolny parking. Zauważyłam, że obok mojego stałego miejsca stoi czarny Mustang.
            Nogi momentalnie mi się ugięły, gdy zobaczyłam, że jego właściciel siedzi w środku. Poprosiłam Janet, aby zajęła mi miejsce w klasie. Wysiedliśmy z aut w tym samym momencie. Martin był szybszy i podszedł do mnie, składając na moim policzku buziaka.
- Wiem, jak zrekompensuję Ci piątkową randkę – zagadnął, splatając w tym czasie nasze dłonie.
Spojrzałam na niego z ciekawością. Co ten chłopak znowu wymyślił? Wiem, że nie można się z nim nudzić.
- Widziałem u Ciebie w aucie ulotkę o koncercie Marsów i pomyślałem, że dałabyś się na niego zaprosić. W sobotę na Santa Monica Pier. To jak? – w jego oczach widziałam te szalone iskierki, które pojawiały się za każdym razem, gdy ten łobuzerski uśmiech pokazywał się na jego twarzy.
Nie chciałam się zgadzać. Chciałam aby traktował mnie jak coś, co trzeba długo zdobywać. Nie będzie mnie przecież miał za jakąś łatwą panienkę, która na pierwszej randce dała się pocałować. Muszę uświadomić mu, że tamto to jednorazowy wyskok, który nie powtórzy się przy następnej nadarzającej się okazji. Jednak 30STM jest moim ulubionym zespołem i idiotyczne byłoby nie przyjąć zaproszenia na ich koncert.
- Myślę, że mogłabym pójść – z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem, uśmiech na jego twarzy poszerzał się.
Swoją drogą miał taki piękny uśmiech. Jego i tak wyraźne, męskie kości policzkowe jeszcze bardziej się uwydatniały. To piękny widok.
Martin podszedł do mnie i przytulił mnie, opierając mnie o auto. Po moim ciele automatycznie przeszły dreszcze, spowodowane jego dotykiem.
- Czuję jak na mnie reagujesz – wychrypiał mi do ucha, przygryzając jego płatek – i czuję też, że jesteś głodna.
Myślałam, że spale się ze wstydu, gdy nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu. Fakt faktem nie jadłam nic od wczorajszego obiadu, lecz wcześniej nie odczuwałam głodu. Przeklęty żołądek!
- Daj spokój, zaraz zjem jakąś kanapkę – próbowałam wymigać się od problemu i zaczęłam iść w stronę szkoły.
Nie minęły dwie sekundy, a czułam jego obecność obok siebie.
- W takim razie w piątek pójdziemy jeszcze na porządną kolację moja droga – oświadczył mi pod klasą angielskiego, który swoją drogą zaczął się dobre dziesięć minut temu.
Pokiwałam głową i zamierzałam dać mu buziaka w policzek, ale ten idiota w ostatnim momencie odwrócił głowę w ten sposób, że moje usta trafiły prosto w jego. Trzepnęłam go w ramię, a on z uśmiechem od ucha do ucha pobiegł na drugi koniec korytarza.
Do klasy wpadłam nieźle spóźniona, za co dostałam porządny ochrzan od nauczycielki, która miała chyba dzisiaj zły dzień, bo pomimo wczesnej pory, warczała na wszystkich.
Rozpakowałam swoje rzeczy i usiadłam na miejscu obok Janet, które mi zajęła. Nie minęła minuta od mojego przyjścia, a na moje biurko spadł świstek papieru. „Opowiesz mi z własnej woli, czy mam Cię zmusić siłą?” Treść liścika od Janet była bardzo oczywista. Dziewczyna była z natury bardzo ciekawska i nie wytrzymałaby dłużej gdyby nie dowiedziała się o tak ważnym szkopule mojego życia. „Zaprosił mnie na koncert 30STM w sobotę. Zgodziłam się :) Nie chciałam się rozpisywać w obawie, że nauczycielka podeszłaby i zabrała nam kartkę.

            Lekcje minęły mi niespodziewanie szybko i sprawnie. Pospiesznie odnalazłam swój samochód na parkingu i wsiadłam do niego, odjeżdżając z piskiem opon. Bałam się, że go spotkam. Naprawdę się bałam. Nie chciałam niczego zepsuć. Wszystko teraz było takie cudowne. Miałam wspaniałego chłopaka, przyjaciółki, za które mogłabym zabić. Czego chcieć więcej? Pod domem byłam kilkanaście minut później, gdyż nie trafiłam na żaden korek.
Wysiadłam i szybkim krokiem pokonałam trasę z chodnika do progu drzwi wejściowych. W środę rodzice zwykle są w domu popołudniami, więc zwalniamy wcześniej całą służbę. Przekręciłam klucz w zamku, zostawiłam torbę w przedpokoju i podążyłam w stronę kuchni.
-Jasper.. ktoś … ktoś .. chyba.. przyszedł.. – dziewczęcy głos rozniósł się echem z salonu.
Przestraszyłam się nie na żarty i poszłam w stronę dziwnych dźwięków. Buch! Mój telefon roztrzaskał się echem o płytki podłogowe. Główni zainteresowani doprowadzili się w ciągu kilku sekund do porządku, odskoczyli od siebie i usiedli jak gdyby nigdy nic na kanapie.
- Co TO ma być?! – wrzasnęłam po kilku minutach ciszy.
Widziałam zdenerwowanie, które odbijało się na twarzy Alex, Jasper kręcił się w miejscu. Nigdy sobie tego nie wyobrażałam. Wiem przecież od dawna, że Sanders podoba się mój brat, ale nie pomyślałabym, że to dojdzie do skutku. Tym bardziej nie podejrzewałabym, że znajdę się w teraźniejszym położeniu.  Mój brat obmacujący moją przyjaciółkę?! To jest chore.
- Mieliśmy Ci powiedzieć.. – zaczął Jasper, lecz od razu zamilkł widząc moje spojrzenie.
- Co to za idiotyczna wymówka! Płynie w nas ta sama krew, a Ty zataiłeś przede mną taki malutki szczegół swojego życia, tak? A Ty?! – spojrzałam na Alex – przyjaźnimy się od tylu lat i nie raczyłaś powiedzieć mi, że jesteś z moim bratem?
Czułam gorąco, które rozlewa się po całym moim ciele. Temperatura wciąż we mnie rosła. Gniew był nie do opanowania. Nie potrafiłam go powstrzymać, lecz wiedziałam, że jeśli nie chcę ich stracić, to muszę.
- Ile to trwa? – zapytałam, siadając jednocześnie na fotelu, naprzeciwko nich.
- Jesteśmy razem od mojej imprezy, ale spotykamy się od dwóch miesięcy – wyznała Alex.
Od dwóch miesięcy?! Czy ona sobie ze mnie kpi? Jeszcze kilka tygodni temu mówiła jak to ona chciałby, aby ją i Jaspera coś połączyło! Jak mogła mnie tak bezczelnie okłamywać?!
- Czy ktoś o tym wie? – kontynuowałam swoje przesłuchanie.
- Oprócz naszej trójki, nikt – JJ w końcu zaczął zachowywać się jak facet i udzielać w dyskusji.
- Zamierzacie to dalej ciągnąć?
Idiotyczne pytanie. Jak się spotykają to logiczne. Ale koniec końców to jest mój brat, do jasnej cholery! Ten, który na jednej imprezie potrafił przelecieć trzy laski, a na drugi dzień iść na randkę ze swoją obecną dziewczyną. Alex wie o wszystkich jego wybrykach! Jakim cudem chciałaby się z nim umawiać?
Spojrzałam na nich i dopiero teraz spostrzegłam ich splecione dłonie. Nagle zalała mnie fala wyrzutów sumienia i skruchy.
- Przepraszam, nie powinnam pytać. Nie powinnam też tak reagować. Obydwoje jesteście mi bliscy i nie chcę stracić żadnego z Was.. – na mojej twarzy pojawił się uśmiech – tylko nie zapominajcie o mnie!
Zaśmialiśmy się wszyscy. Jak nakazuje zwyczaj, złożyłam nowej parze serdeczne życzenia i uściskałam ich.

            Pozostałe dni nauki w tym tygodniu dłużyły mi się niesamowicie. Martina nie widziałam przez ten czas ani razu, jak również jego samochodu na parkingu. Może nie chodząc do szkoły, chciał dać mi do zrozumienia, że nasza randka nie jest już aktualna?
Postanowiłam podzielić się swoimi obawami z Dom.
- Daj spokój! Nie trać czasu na zamartwianie się, tylko bierz relaksującą kąpiel, zrób się na bóstwo i idź na ten koncert!
Wiedziałam, że na nią zawsze mogę liczyć. Zdradziła mi jeszcze, że Martin wypytywał Mike’a o mnie, moje zainteresowania.
Podeszłam do wieży i włączyłam płytę 30STM na cały regulator. Weszłam do garderoby i zaczęłam tańczyć jak szalona do piosenek ulubionego zespołu, podsycana adrenaliną dzisiejszego koncertu i szukać odpowiedniego stroju.
Zdecydowałam się na zestaw, który kupiłam na ostatnich zakupach z Dom. Sukienka w ciepłych kolorach, obsiana małymi kwiatuszkami, do tego dżinsowa kamizelka i brązowe botki.
Ubrania położyłam na łóżku, a sama poszłam się wykąpać. Zajęło mi to wyjątkowo długo, gdyż żel pod prysznic wcierałam w ciało bardzo mocno, aby Martin przytulając mnie czuł zapach truskawki z wanilią.
Po wyjściu z wanny, wtarłam w siebie balsam i wysuszyłam włosy. W międzyczasie spojrzałam na zegarek i ze strachem w oczach stwierdziłam, że zostało mi mało czasu.  Ubrałam się i wzięłam za makijaż. Postanowiłam pomalować się mocniej, w końcu to koncert. Oczy podkreśliłam eyelinerem, a rzęsy mocno wydłużyłam. Trochę pudru, różu na policzki i błyszczyk i byłam prawie gotowa. Spontanicznie stwierdziłam, że lepiej będzie jeżeli z moich prostych kłaków zrobię naturalne fale i wzięłam się do roboty. Po kilkunastu minutach byłam gotowa do wyjścia, a czasu zostało mi już bardzo mało.
Usłyszałam klakson i w biegu prysnęłam się ulubionymi perfumami i złapałam torebkę. Stał oparty o drzwi pasażera z wielkim uśmiechem na ustach.
Plusem mieszkania w Kalifornii były codzienne upały. Martin założył czarne krótkie Vansy, krótkie czarne spodenki i białą koszulkę.  Podeszłam do niego, a on zza pleców wyciągnął czerwoną różę.
- Dziękuję, nie musiałeś – pocałowałam go w policzek.
Prawda była taka, że serce waliło mi jak młotem. Młot, którego nie umiem opanować. W jego towarzystwie za każdym razem stawałam się spięta i czułam się niekomfortowo. Oczywiście tylko w pewnym stopniu.
- Ale chciałem. To jak, ruszamy? – na jego słowa pokiwałam głową, a on odsunął się i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Po chwili zasiadł obok mnie i jechaliśmy zakorkowanymi ulicami Los Angeles. Mój dom znajdował się na szczęście blisko plaży, więc droga nie była długa. Na parkingu przed Santa Monica Pier było mnóstwo samochodów. Wątpię, że kiedyś znajdowało się tu tyle ludzi w jednakowym czasie. Ale w końcu to Los Angeles, najwspanialsze miejsce na ziemi. Nie ma się co dziwić, że jest tu tyle ludzi.
Postanowiliśmy nie bawić się w szukanie miejsca, tylko od razu oddać auto w ręce parkingowego. Dostaliśmy numerek 453 i obydwoje zrobiliśmy wielkie oczy.
- To jeszcze nic, zobaczcie na ten sznur samochodów – mężczyzna skomentował nasze miny, wskazując ręką na ulicę i odszedł, po chwili parkując inne auto.
- Idziemy, bo będziemy mieli beznadziejne miejsca – Martin pociągnął mnie za rękę i poprowadził w stronę wielkiej sceny, umieszczonej na końcu sławnego molo.
Trzymał mnie za rękę, gdy przepychaliśmy się między ludźmi, aby dojść jak najbliżej wielkiej sceny. Czułam na sobie spojrzenie zazdrosnych dziewczyn, które pożerały wzrokiem Martina. Byłam z siebie dumna, że to właśnie ja z nim idę. Że jestem na tyle dobra, że wybrał właśnie mnie.
Po dwudziestu minutach doszliśmy tak blisko, jak tylko się dało.  Ludzie tutaj byli bardzo nieprzyjemni i oświadczyli, że stoją tutaj od dwóch godzin, aby zachować tak dobre miejsca i nie przepuszczą nas do przodu.
- Chcesz coś do picia? – zapytał Dove.
- Z chęcią, ale nie zostawiaj mnie tu samej – popatrzyłam mu prosto w oczy.
Martin nachylił się nade mną i złożył na moich ustach delikatnego całusa. Jego usta były tak miękkie, całował tak ostrożnie, jakby bał się, że mnie skrzywdzi.
Nagle spojrzał ponad mnie i przywołał kogoś ruchem ręki. Zdenerwowałam się, bo to miał być NASZ wieczór. Byłam przekonana, że spędzimy go tylko we dwójkę, zbywając przypadkowych znajomych.
- Vicky! Nie chwaliłaś się, że tu będziesz! – uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam Dominique i Mike’a.
- Dom! – przytuliłam dziewczynę i wyszeptałam do jej ucha – Dziękuję.
Mrugnęła do mnie jednym oczkiem , co spowodowało, że obydwie się roześmiałyśmy.  Chłopcy w tym momencie rozmawiali o natłoku ludzi i braku miejsc na parkingu. Załamałam ręce, gdy usłyszałam ich konwersację, ale po chwili olałam to.
- Mike, dawaj ze mną po jakieś napoje – Martin zwrócił się do chłopaka – A Wy nie ruszajcie się z miejsc.
Zaśmiał się i jedną ręką przyciągnął mnie do siebie, składając na ustach pocałunek. Uśmiechnął się jeszcze na odchodne i po chwili obydwoje zniknęli w tłumie.
- Vic, nawet nie wiesz jak się cieszę! Widać tą chemię pomiędzy wami!
Plotkowałyśmy tak z pół godziny, do czasu, gdy nie wrócili chłopcy. Nieśli po dwa plastikowe kufle z piwem. Nie miałam nic przeciwko alkoholu, więc z chęcią przyjęłam oferowany trunek.
- Proszę wszystkich o uwagę – na scenę wszedł jakiś wysoki mężczyzna – Zespół dokonuje ostatnich poprawek i za około pięć minut wejdzie na scenę, więc proszę wszystkich o spokój i życzę dobrej zabawy.
Zszedł ze sceny, a przez tłum przeszedł ryk zadowolenia. Cała nasza czwórka była pochłonięta rozmową i nawet nie zauważyłam kiedy na scenę wszedł Jared z całym zespołem.
- Witamy Los Angeles! Wyglądacie na znudzonych, więc musimy Was rozgrzać! – krzyknął do mikrofonu i po chwili usłyszałam melodię Close To The Edge.
Nie powstrzymałam emocji i zaczęłam skakać z radości i śpiewać razem z wokalistą. Czułam na sobie czyiś natarczywy wzrok. Martin wlepiał we mnie swoje brązowozielone tęczówki i nawet nie wiedział jak bardzo mnie to krępowało.
- Chodźmy bliżej – lekko popchnął mnie do przodu, gdzie zrobiło się trochę luźniej.
Ustaliśmy w miejscu, z którego było wszystko widać, z przodu stały same niskie osoby, więc nikt nie zasłaniał. Martin przytulił mnie, a ja od razu odwzajemniłam uścisk.
- Zapewniłeś mi niezapomniane przeżycia, dziękuję – krzyknęłam mu prosto do ucha, aby usłyszał w tym hałasie.
Piosenka Hurricane utwierdziła mnie w przekonaniu, że to najlepszy dzień mojego życia. Martin spojrzał mi prosto w oczy, a ja nie wytrzymałam napięcia i wręcz rzuciłam się na niego z pocałunkami. On opanował moje emocje i wprowadził własne tempo naszych pocałunków.
- Tę piosenkę dedykuję zakochanej parze po lewej stronie sceny! Życzymy dużo miłości! – zabrzmiał mi w uszach głos Jareda, a wszystkie oczy zwróciły się ku nam.
Spłonęłam rumieńcem i schowałam się w ramionach Martina. Wielki uśmiech zdobił moją twarz aż do końca koncertu. Staliśmy ciągle przytuleni, co chwila obdarzając się buziakami. Jeżeli ktoś mi teraz zarzuci, że marzenia się nie spełniają, to dosłownie mu przypierdolę.
- To był cudowny wieczór, nie wiem jak Ci się za to odwdzięczę – wyznałam, gdy staliśmy w korku przy wyjeździe z SMP.
- Ten wieczór był niesamowity, bo Ty tam byłaś i to ja powinienem dziękować – kolejny raz tego wieczoru nasze usta połączyły się w pocałunku, któremu po chwili zaczęły wtórować klaksony zdenerwowanych kierowców.
Zaśmialiśmy się, a Dove ruszył z piskiem opon. Po czterdziestu minutach dojechaliśmy pod mój dom i nadszedł najgorszy czas. Czas pożegnania. Zgasił silnik i ujął moją dłoń w swoją.
- Obiecaj mi, że to nie koniec – wyznał – że to nie było nasze ostatnie spotkanie, że będzie ich jeszcze co najmniej sto.
W oczach pojawiły mi się łzy. Nigdy nie słyszałam od nikogo takich słów. Pięknych i szczerych. Czułam, że są szczere.
- Obiecuję – pocałowałam go, tym razem bardziej namiętnie, i jęknęłam z zadowolenia, gdy jego język zaczął współgrać z moim.
Do domu weszłam cała w skowronkach, zdjęłam buty i pobiegłam po schodach na górę. Od razu rzuciłam się na łóżko, patrząc błogim wzrokiem w sufit.
- Widzę, że randka się udała – łóżko ugięło się pod ciężarem Jaspera.
Zachichotałam jak mała dziewczynka i spojrzałam na niego.
- Teraz oboje mamy swoje szczęście. Nie spierdolmy tego – powiedziałam całkiem poważnie.
W dzieciństwie często robiliśmy różne zakłady, a przegrana była dużo warta.
- Obiecujesz?
- Obiecuję – po raz kolejny tego wieczora złożyłam zobowiązującą obietnicę.

 *
Nie mogę uwierzyć w to, jaki ten rozdział jest długi w porównaniu do poprzednich. Po liczniku wyrazów w Wordzie ta rozbieżność jest bardzo widoczna. Rozdział szczerze, podoba mi się. Jestem zadowolona z siebie, że nie ograniczam się tylko do życia Victorii i Martina, bo gdybym pisała tylko o nich, to szybko byście się zanudzili. Urozmaiciłam tą historię o poboczne wątki, które mogą okazać się ciekawe :)
Całuję Was wszystkich i pozdrawiam! :*

23 komentarze:

Maarit pisze...

Hej. Bombowy rozdział.
Nie spodziewałam się, że Alex i Jasper są razem. Dziwiło mnie tylko to, że zataili to przed nią. No, chyba się nie wstydzą, że są parą. Zazdroszczę Vicky takiego faceta jak Martin. Widać, że mu na niej zależy. Koncert, sama bym się na taki wybrała, bo bardzo lubię 30 Seconds To Mars. Jeszcze do tego z chłopakiem, mhm marzenie. To było zabawne i słodkie, jak Jared zadedykował piosenkę parze pod sceną - czyli Martinowi i Vicky.
Kocham to opowiadanie. Jest cudowne, ty świetnie piszesz, po prostu idealnie :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy. Życzę jak zawsze duuuużo weny. Ściskam, Maarit ;)

Chachinators pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Chachinators pisze...

Świetny rozdział. Dziękuje, że podałaś mi link'a do swojego bloga. Piszesz niesamowicie. masz wieli talent i nie zmarnuj go. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
http://all-you-need4.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

Genialny rozdział ;3
Martin jest słodki tylko szkoda, że tak długo się do niej nie odzywał
Zapraszam do mnie 8 rozdział http://i-will-give-you-everything.blogspot.com/

A . pisze...

Masz rację, rozdział dosyć długi w porównaniu do poprzednich, ale wcale nie gorszy. Z przyjemnością go przeczytałam. Takie słodkie i romantyczne. Reakcja Vicky na związek jej brata z jej przyjaciółką trochę mnie zaskoczyła, bo ona mino wszystko nie powinna się w to wtrącać, tylko dać im szansę. I tak cieszę się, że jednak doszła do wniosku, że to ich życie. A Martina lubię coraz bardziej :) I wydaje mi się, że z rozdziału na rozdział ona jest coraz mniej rozkapryszona. Świetnie.
U mnie coraz nowy rozdział, więc serdecznie zapraszam http://kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com/
Pozdrawiam i ściskam.

Doma pisze...

Nie umiem się rozpisywać w komentarzach... Ten rozdział był po prostu GE-NIA-LNY! Dziękuję Ci za nominowanie do The Versatile Blogger! Sądzę, że Ty także na to zasługujesz! Jesteś osobą, którą nominuję do The Versatile Blogger! Gdybym mogła, to rzuciłabym na Ciebie konfetti. :D
Pozdrawiam
Doma

Sandziv pisze...

super :)


jeśli potrzebujesz zwiastuna na swój blog zapraszam tu >>> http://zwiastunowa-garderoba.blogspot.com/ ( zamów u Sandra a nie pożałujesz :) )

ps. kto ci wykonywał szablon i nagłówek ? :)

Impossibilty. pisze...

To jest dopiero cudeńko! To opowiadanie zaciekawiło mnie już od pierwszej linijki i cholernie się cieszę, że weszłaś na mojego bloga i podałaś mi ten link.
Rozdział jest świetnie napisany i taki romantyczny. Uwielbiam moment koncertu, sama chciałabym iść na Marsów.
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i również prosiłabym cię o informowanie mnie o nowych :*

______________________________

ame--rebelle.blogspot.com

Unknown pisze...

Dzia, że mnie tu zaprosiłaś :**
Sama pewnie bym tu nie trafiła xdxd
Co do rozdziału BOOOOSKI!
Wciągnęłam się ;)
Zapowiada się, że następny bd równie dobry ;)
Ojj zaczytałam się xoxo


najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com---> zapraszam :-)

Chachinators pisze...

Przepraszam za spam.
Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
http://all-you-need4.blogspot.com/

secretangel pisze...

Serdecznie zapraszam na dziewiątkę :)

http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/

Chachinators pisze...

Zapraszam na nowy rozdział.
http://all-you-need4.blogspot.com/




Przepraszam za spam! Jeśli chcesz być informowana możesz podać mi jakiś adres, wtedy będe tam informowała się o rozdziałach.

TaKoffana pisze...

Super opowiadanie !!
Pojawił się nowy rozdział na :

http://music-dream-hope.blogspot.com


Weny :*

A . pisze...

Bardzo przepraszam cię za spam, oczywiście nie zdziwię się jeżeli go skasujesz, ale serdecznie zapraszam do mnie na http://kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com/
Właśnie wstawiłam pierwszy rozdział nowej części i zależy mi na opinii.
Jeszcze raz przepraszam za natarczywość.

secretangel pisze...

Serdecznie zapraszam na ostatni rozdział pierwszej części opowiadania o Wojtku Szczęsnym.

http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

zapraszam do mnie na 9 rozdział http://i-will-give-you-everything.blogspot.com

secretangel pisze...

Jeśli masz ochotę i chęć do przeczytania prologu drugiej części opowiadanie o Wojtku Szczęsnym to serdecznie cię zapraszam na :
http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/

A . pisze...

Pewnie pamiętasz, ale się przypomnę, u mnie nowy rodział http://kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com/
Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Mogę wiedzieć, kiedy planujesz dodać nowy rozdział?

Maarit pisze...

Hej. U mnie pojawiły się nowe rozdziały. Jak będziesz miała ochotę, to zapraszam. love-of-accident.blogspot.com

Ściskam, Maarit :)

Camille pisze...

Hej, jeśli jesteś zainteresowana to zapraszam do siebie na rozdział VI. :)
Pozdrawiam! [dream-volleyball]

secretangel pisze...

Jeśli nadal jesteś zainteresowana czytaniem mojego bloga, to serdecznie zapraszam cię na pierwszy rozdział drugiej części tego opowiadania. :)

http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/

Camille pisze...

Hej, jak jesteś zainteresowana to zapraszam do siebie na rozdział VII. :)
Pozdrawiam! [dream-volleyball.blogspot.com]

secretangel pisze...

Zapraszam na kolejny: http://my-life-is-wojtek-szczesny.blogspot.com/