niedziela, 30 czerwca 2013

Chapter one.



Nienawidzę Go. Jak można być w szkole przez jeden dzień i już być popularniejszym ode mnie? Nie dość, że usiadł przy MOIM stoliku w stołówce, zajął moją ławkę pod oknem, zagarnął wszystkich znajomych dla siebie, to jeszcze teraz uderzył w moje auto na parkingu?!
- Uważaj jak jeździsz, laluniu – prychnął, wysiadając ze swojego Mustanga.
Szowinista. Jego bydlak dosłownie staranował mojego malutkiego Mercedesa Cabrio.
- To Ty wyjeżdżałeś, więc powinieneś uważać jak cofasz, pajacu – odpyskowałam mu. – Dzwonię na policję.
Wyjęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer. Poinformowałam funkcjonariusza o zderzeniu, które ten przyjął i kazał czekać na miejscu aż do przyjazdu radiowozu.
- Nie mogliśmy pójść na ugodę? – zapytał ze skruchą.
- To jest Los Angeles, nie slumsy z których pochodzisz.
Byłam dumna ze swojej odzywki. Ja, Victoria Jelard staję się coraz bardziej chamska i opryskliwa. Zdumiewające jak wiele w życiu zmieniają pieniądze i status społeczny. Moja rodzina zawsze opływała w bogactwa, lecz przeprowadzka do LA i otwarcie kolejnej filii kosmetyków zrobiło z nas milionerów. Pieniądze piętrzą się w sejfach bankowych, a my bez skrupułów je wydajemy. Mój brat, Jasper, zwany przez kolegów JJ jest moim lustrzanym odbiciem. Obydwoje jesteśmy zarozumiali i wywyższamy się nad innymi. Tak wychowali nas nasi rodzice, a właściwie opiekunki, które zmieniały się co miesiąc, bo nie mogły wytrzymać z rozpuszczonymi dzieciakami. Rodziców nigdy nie było, to jedyna wada ich pracy.
- Nic o mnie nie wiesz także nie komentuj mojego pochodzenia, ani mojego zachowania. Gdy przyjedzie policja, zapłacę Ci ile będzie trzeba za zniszczenia, jasne? Nie chcę dłużej przebywać w towarzystwie pustej nastolatki.
Prychnęłam i chciałam mu odpyskować z zastosowaniem wulgaryzmów, lecz na horyzoncie pojawił się radiowóz. Po półgodzinie policjanci oszacowali straty na dwa tysiące dolarów. Za Mercedesa się płaci. Wiedziałam, że tego pożal się Boże, Martina nie będzie stać na zapłacenie odszkodowania, lecz cena w ogóle nim nie wzruszyła. Widocznie na prowincji często grywał w teatrze. Jest dobrym aktorem. Lecz to jest Kalifornia i aktorów jest to pełno na każdym rogu, więc kolejny amator tylko zabiera cenne powietrze.
Gdy radiowóz odjechał z moim autem na lawecie, która eskortowała go do salonu, aby naprawili wyrządzone szkody, zorientowałam się, że nie mam jak wrócić do domu.
- Może Cię podwieźć? – zapytał zupełnie innym głosem, niż kilkanaście minut wcześniej.
Wiedziałam! Teraz będzie chciał się przymilić, abym odpuściła mu odszkodowanie.
- W normalnej sytuacji moja odpowiedź brzmiała by „nie”, lecz w zaistniałych okolicznościach muszę się zgodzić – burknęłam i wsiadłam do jego Mustanga.
Gdy zasiadł za kierownicą, rzucił pod nosem odzywkę w stylu „zapnij pasy” i uruchomił silnik. Lekko wbiło mnie w siedzenie gdy ruszył, a na kolejnym zakręcie stwierdziłam, że jego uwaga była słuszna i posłusznie zapięłam pasy, widząc jego uśmieszek pełen satysfakcji. Postanowiłam zasiać nutkę tajemnicy i nie zdradzać na razie swojego adresu zamieszkania. Chociaż moja ciekawość sięgała zenitu, gdy tak pędził po kalifornijskich ulicach.
- Pozwolisz się porwać?
- Wyjątkowo.
Nie do wiary. Dlaczego na to pozwoliłam?! Martin Dove, jakiś śmieć w porównaniu do mnie nie będzie mnie wywoził na manowce, żeby zgwałcić, dostać dostęp do kart kredytowych i zostawić na jakimś pustkowiu bez telefonu i znajomości drogi powrotnej.
- Nie miej takiej skwaszonej miny, przecież Cię nie zabiję. Chcę tylko zwiedzić słynny napis Hollywood.
- Hollywood? Nigdy tam nie byłam..
- Tyle lat mieszkasz w LA i nie byłaś na tym napisie?- wcale nie krył zdziwienia, jakie go ogarnęło.
- Tam jest zakaz wstępu. Bez upoważnienia nie można ot tak sobie tam wejść i posiedzieć.
- My posiedzimy. Tylko tak, żeby nikt o tym nie wiedział.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Zawsze marzyłam o chłopaku-buntowniku, który zabierałby mnie w różne nielegalne akcje. Jednak to tylko dumanie, a jesteśmy przecież w prawdziwym życiu. W rzeczywistości takie sytuacje nie mają miejsca. Powinnam być teraz w domu i szykować się do spotkania z przyjaciółkami.
- Jesteśmy na miejscu – wyjął kluczyki ze stacyjki – Dalej nie można wjechać, więc będziemy musieli się przejść.
Kiwnęłam głową i wysiadłam z auta. Pogoda nadal się utrzymywała. Było strasznie gorąco, jak to w Kalifornii.
Szliśmy obok siebie, milcząc. Cisza była potrzebna nam obojgu. Lecz ja w duchu wrzeszczałam. Wręcz rozpacz była spowodowana umieszczonymi na moich stopach szpilkami, które postanowiłam założyć do nowo kupionej sukienki.
Nagle Martin się zatrzymał i wskazał na swoje plecy mówiąc „wskakuj”. Dlaczego ja przy nim nie myślę racjonalnie? Zachowałam się jak lala z prowincji, gdy wskoczyłam na jego kręgosłup, zarzucając ręce na jego szyję.
- Jestem za ciężka, możesz mnie puścić. Najwyżej zdejmę buty.
- Żartujesz sobie? Jesteś najzgrabniejszą dziewczyną w całej szkole!
Na moje usta wkroczył uśmiech, a ręce jakby zacieśniły uścisk.
- Nie podlizuj się – mimo tego, że jego słowa były naprawdę miłe, zdecydowałam się na bycia chamską.
- Jesteśmy – powiedział i delikatnie zrzucił mnie ze swoich pleców.
Przede mną rozciągał się nieziemski widok. Wszystkie drapacze chmur, największe wille zwykle należące do gwiazd, a wokoło ocean. Jednak stałam nadal za metalowym napisem wielkości małego wieżowca.
- Chcę być tam – wskazałam na brzeg skarpy.
On zapewne bez żadnego zastanowienia uniósł mnie do góry jakbym była piórkiem i dawał słowne instrukcje, jak przejść przez ogrodzenie. Gdy już siedziałam na szczycie siatki, zdjęłam z nóg drogie szpilki od Louboutina i odrzuciłam je gdzieś na bok. Zdziwiona swoją zwinnością, po kilku sekundach stałam już na własnych nogach, a po chwili Martin stał obok mnie.
- Chodź – pociągnął mnie za rękę i zaprowadził na drugą stronę. Ostrożnie usiedliśmy, a stopy swobodnie zwisały nam w dół. – Potraktujesz to jako randkę jeżeli teraz wyciągnę szampana?
Zaśmiałam się głośno i w myślach stwierdziłam, że był to mój pierwszy raz od dawna, gdy uśmiech na twarzy pojawiał się szczerze. Na co dzień jestem szczęśliwa, ale tak mieszanego uczucia nienawiści z podnieceniem nie czułam jeszcze nigdy.
- Nie masz szampana – byłam pewna swojej wypowiedzi, ponieważ to ja zajmowałam miejsce na jego plecach, a nie jakaś torba, czy plecak.
- Daj mi dziesięć minut – rzucił i już go nie było.
Patrzyłam jak przeskakuje przez metalową siatkę i biegnie w stronę parkingu, na którym stał jego samochód. Panorama Los Angeles to od dzisiaj mój ulubiony widok. Chciałabym móc oglądać to codziennie.
Nim się obejrzałam, Martin usiadł z powrotem obok mnie, z butelką szampana i dwoma plastikowymi kubkami w ręku.
Odkorkował butelkę i nalał płynu do pojemników. Podał mi jeden i rzekł :
- Za naszą miłość – na jego słowa uśmiechnęłam się delikatnie i upiłam małego łyka.
Już teraz to wiem. Dzisiejszy dzień należy do jednego z najdziwniejszych w moim życiu. Spodobało mi się to. Jego pomysły były tak szalone, że aż głupie. Wziął mnie na ręce, w dłoni trzymając aparat zrobił nam kilka zdjęć.
Od dawna się tak dobrze nie bawiłam, lecz on nie może się o tym dowiedzieć. Ludzie jak my dla zasady powinni być wrogami. „Za naszą miłość” – te słowa ciągle szumią mi w głowie. To za sprawą Martina czy szampana?


*
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Mówiąc na wstępie nie wyobrażam sobie tego bloga bez czytelników. A bo i po co w takim razie zakładać bloga? Dla siebie pisałam już dosyć długo. Na komputerze mam chyba z trzydzieści zaczętych opowiadań. Niestety jestem niewierna i niekonsekwentna w swoich czynach i porzucam swoje historie. Tutaj liczę na Was. Pomóżcie mi, wytykajcie palcami błędy, krytykujcie, chwalcie, czy co tam jeszcze chcecie, ale bądźcie i okażcie choć trochę wsparcia, aby moje marzenie się spełniło Abym dokończyła swoją historię.  

9 komentarzy:

Victrola pisze...

Jak dawno nie czytałam bloga o tak lekkiej, ciekawej fabule. Uwielbiam Los Angeles, gdyż kojarzy mi się z popularnym serialem - 90210 , który ubóstwiam. Mam nadzieję, że jednak nie stracisz weny i zostaniesz z nami do końca! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i następnego i tak dalej. Chciałabym wiedzieć co będzie dalej między Martinem a Vicky. Swoją drogą ciekawe o co chodziło Martinowi mówiąc " za naszą miłość" ? Pisz szybko! www.life-on-brooklyn.blogspot.com

Unknown pisze...

Dziękuję bardzo za tak miłe i życzliwe słowa na początek! Oczywiście postaram się napisać kolejny rozdział jak najszybciej, bo pomysł jest, lecz z rozkręceniem akcji chyba jeszcze trochę poczekam. Z chęcią odwiedzę Twojego bloga :)

Anonimowy pisze...

Podoba mi się Twój styl pisania;)
Opowiadanie jest bardzo ciekawe
Czekam na dalsze losy bohaterów
Pozdrawiam

Doma pisze...

Świetny rozdział! Czekam na następny i oświadczam, że jestem nową czytelniczką tego bloga. xD
Pozdrawiam
Doma

Johanna Fox pisze...

Bardzo mi się spodobało, mimo iż to dopiero początek;)
Piszesz lekko więc czyta się szybko i przyjemnie co lubię, cała fabuła wydaje się również lekka i w dodatku wszystko dzieje się w LA;)
A kto nie kocha słonecznej Kaliforni ;D
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział ;)
http://pojeciewzgledne-milosc.blogspot.com/

Awciu pisze...

Bardzo fajny i przyjemny blog! A opowiadanie zapachniste. Bede wpadal czesciej!

Maarit pisze...

Hej. Chciałaś, żebym wpadła, więc jestem. I chyba zostanę tu na dłużej :)
Zacznę od tego, że masz bardzo ładny szablon. Od razu zwrócił moją uwagę.
No to teraz o opowiadaniu. Zaczyna się ciekawie. Wydaje mi się, że będzie to historia inna od wszystkich. Jednym słowem coś nowego. I bardzo dobrze. Często trafiam na opowiadania, które w niewielkim stopniu różnią się od poprzednich. Czytanie ich sprawia mi już mniejszą przyjemność.
Na początku myślałam, że będzie to opowiadanie o Demi Lovato, gdyż jej osoba głównie występuje w szablonie. Jednak myliłam się, po prostu jej wizerunek użyłaś do głównej bohaterki :)
Twój styl pisania przypadł mi do gustu. Piszesz z lekkością i widać, że od serca. To sprawia, że czyta się Twoje opowiadanie z łatwością i dużą przyjemnością. Nie jest to pisane na siłę, sztucznie. I bardzo dobrze, gdyż takie opowiadania się czyta z mniejszą chęcią.
Na razie nie mogę za dużo powiedzieć na temat bohaterów, gdyż za mało jeszcze o nich wiem. Ale z czasem to się na pewno zmieni.
Jestem ciekawa o co chodziło Martinowi, gdy mówił: "za naszą miłość". Vicky też nad tym się zastanawia. Intryguje mnie, czy ich relacje ulegną zmianie, oczywiście na lepsze :) Czy skończy się nienawiść dziewczyny do niego.
Dodaje się do obserwatorów. I nie mogę się doczekać, żeby przeczytać kolejny rozdział. Czekam na więcej. Życzę Ci duuużo weny i mile spędzonych wakacji. Pozdrawiam, Maarit ;)

Unknown pisze...

Dziękuję bardzo za miłe słowa. Zdjęcia bohaterów dałam tak naprawdę dla czytelników, aby mogli sobie wszystko wyobrazić. Mi to nie jest potrzebne, gdyż każda postać jest w mojej głowie :)
Dobrze wiedzieć, że nie piszę sztucznie, naprawdę. Wiele razy przed publikacją tego rozdziału się nad tym zastanawiałam, ale skoro podoba się tak wielu osobom, to chyba nie może być aż tak źle :))

Anna Grzesiuk pisze...

nie jestem pewna, ale czy w zdaniu: Moja rodzina zawsze opływała w bogactwa, lecz przeprowadzka do LA i otwarcie kolejnej filii kosmetyków zrobiło z nas milionerów. zamiast filii nie powinno być linii?
Lekko wbiło mnie w siedzenie gdy ruszył, a na kolejnym ... przed gdy przecinek
hmm, nie jestem pewna czy celowo piszesz w różnych czasach, czy nie, ale mnie osobiście to trochę wybijało z rytmu.
to może teraz przejdę do bardziej pozytywnych aspektów?
bardzo dziękuję za pozytywny komentarz u mnie na blogu. :)
cieszę się, że twoje posty - na chwile obecną - nie są kilkunastu stronicowymi tworami. nie miałabym siły czytać takich obszernych tekstów. ale nie zaskoczyłaś mnie miejscem akcji, nie wiem dlaczego znaczna część blogowych pisarzy umieszcza akcję w każdym innym zalądku świata byle by to nie była Polska. wiem, możesz powiedzieć: przyganiał kocioł garnkowi, bo sama tak robię, ale chcę powiedzieć, że to tylko chwilowe. :)
hmm, nie jestem również przekonana do bogatych nastolatków, bo nie zbyt dobrze mi się ten temat kojarzy, ale przeczytam, co będzie dalej, może sie przełamię? :D
Ps. przepraszam, że dopiero teraz, ale za choinkę nie mogłam znaleźć wcześniejszych rozdziałów, a potem nie wiedziałam jak je komentować.